 |
 |
Moje wstępniaki zawsze były cienkie. Ten element mojej kadencji jako Naczelnego będzie zawsze moją piętą Achillesa, słabym punktem, o którym chciałoby się jak najszybciej zapomnieć. Tym bardziej, że po oryginalnych, świetnie się czytających wstępniakach Bbecka, moje stanowiły zbyt duży kontrast. |
 |
Wciąż pamiętam ten okres, poprzedzający jego odejście. Sam zaczynałem wtedy borykanie się z moim dotychczas największym problemem - faktem, że doba ma 24 godziny, a człowiek musi niestety spać.
Żeby być szczerym, zastanawiałem się nad rezygnacją ze stanowiska z-cy. Postanowiłem jednak zostać, bo wydawało mi się, że chłopakom z redakcji będzie potrzebna moja pomoc. W skrytości ducha lubię myśleć, że byłem wtedy kołem ratunkowym, które utrzymało nas na powierzchni. Trzeba wam bowiem wiedzieć, że bycie członkiem Redaktion uzależnia. Wiąże z nazwą Załoga G już na całe życie. Sprawia, że nawet kiedy człowiek odejdzie, to czasem z łezką w oku, bądź kielichem w dłoni, myśli sobie "ech, chciałoby się wrócić". Jest coś takiego w Załodze, że nie zniósłbym myśli, że pewnego dnia przestanie istnieć. Wiem, że to nie tylko moje myślenie. Każdy, kto włożył w to pismo trochę serca, potu, godzin spędzonych nad monitorem, wie o czym mówię.
Naszym fenomenem jest to, że nigdy nie przywiązywaliśmy wagi do stanowisk. Każde przetasowanie, decyzja personalna była podejmowana dla dobra magazynu.
|  |
Zdanie typu "słuchajcie, jeśli myślicie że się nadaje, to mogę spróbować" padało w naszej historii nie raz. I ewenementem na skalę światową jest fakt, że Naczelni zawsze odchodzili z własnej woli, z różnych powodów czując, że w danym momencie to stanowisko powinien piastować ktoś inny. I zawsze upewniali się, że ster przechodzi w godne ręce. Ta naturalna, wydawałoby się metoda, która jednak rzadko gdzie jest stosowana, i aż bije po oczach, szczególnie w kontekście tego co dzieje się w kraju, u nas dawała zawsze efekty.
Starałem się być dobrym Naczelnikiem, kilka sukcesów zapisałem na swoje konto. W Załodze nadszedł jednak czas stagnacji, a mówią że kto stoi w miejscu - cofa się. Puściłem więc w ruch machinę zmian, zasilaną przez Redaktion i dopisałem do swojej listy jeszcze jeden sukces. Przekazałem zaszczytne miano Redaktora Naczelnego Magazynu Załoga G w ręce Vesemira, który już od ponad miesiąca rządzi i dzieli Redaktion. Z zadowoleniem stwierdzam, że dobrze zrobiłem.
Nie znaczy to jednak, że odchodzę z redakcji, trochę rzeczy do zrobienia jeszcze przede mną. Z Załogi G odchodzi się dopiero, kiedy okoliczności naprawdę zmuszą. Tymczasem życzę Vesemirowi, aby stanowisko służyło jemu i ZG, a Wam, drodzy Czytelnicy - lepszych wstępniaków..
Ze starozałoganckim pozdrowieniem Ku chwale! ¤
Krzysiek Majcher Z-ca red.nacz. magazynu Załoga G
|