|
|
Minęło pięć miesięcy odkąd zostałem redaktorem naczelnym. Generalnie nie potrzeba mi więcej, aby wyciągnąć naukę z tego, co robiłem, aby zorientować się w moich błędach i w moich sukcesach. Tak naprawdę moment, w którym się znajdujemy to okres wielkich odejść. ZałogaG powolutku będzie kroczyła ku zmianom. Koniecznym, a jednak trochę szkoda. Gdy trafiłem do ZG, był to nie zin, ale ludzie – liczył się tak jak się liczył, miał swoich przeciwników, adwersarzy. I człowiek czuł się w tym jak w ukropie. Teraz to już całkowicie inna bajka. Plany odnoszące się do niej - te na przyszłość - są dosyć ambitne. Długo o nich rozmawialiśmy z B-Beckiem. |
|
Z jednej strony przykro odchodzić, z drugiej oddaję mój balast z radością. Jest to typowy syndrom szefowania czemuś, szefowania bez zwierzchników nad Tobą. Zaczyna się myśleć o czymś spokojniejszym, tylko po to, aby zaraz potem zacząć szukać większych wyzwań. Ja, jeśli się na czymś znam, to odrobinkę na ludziach (choć i ich czasem nie rozumiem – w bardziej skomplikowanych sprawach). Ale teraz wiem jedno, czas się skupić na nauce i na poszukiwaniu rozwiązań dla siebie. Znaleźć sobie miejsce, które nie tylko będzie kierowaniem ludźmi – bo to akurat wcale tak trudne nie jest – ale poszukanie sobie specjalizacji i nowego początku.
Zostanę obecnie zastępcą nowego naczelnego, postaram się mu służyć radą. Do moich obowiązków będzie należało kierowanie działami kulturalnymi. O wiele spokojniejsze i bliższe mi miejsce. Rezygnuję z kilku powodów – ZG czeka cały zestaw zmian, bardzo trudnych do przeprowadzenia. Tak naprawdę, aby ten problem ruszyć należy posiadać więcej czasu i czysto prozaicznie – Internet w miejscu zamieszkania. Ja niestety nie posiadam na dzień dzisiejszy ani jednego ani drugiego. W takiej sytuacji nikt nie będzie wypełniał swoich obowiązków w sposób właściwy. Również ja. A to co robię najlepiej, wcale nie wymaga, abym piastował stanowisko RedNacza.
B-Beck to świetny kandydat na RedNacza, może dlatego, że był nim już wcześniej, co prawda parę lat temu. Wtedy ZG notowała intensywny rozwój – oby było tak i tym razem. Jedno jest ciekawe – zdaje się, że los związał mnie i Bibka dość mocno. Zobaczymy jak wiele uda nam się zrealizować z naszych planów względem ZG. Oby jak najwięcej.
Chciałbym podziękować redakcji. Mogłem na niej polegać, mimo tego, że czasami zdarzały się momenty, które wzbudzały mój gniew. Czasami artykułowany dość ostro, co wszyscy akceptowali jako naturalną kolej rzeczy. Chciałbym podziękować Matce, Bertowi, Natanielowi i innym redaktorom, którzy usilnie pracowali nad ZG i wkładali od siebie więcej niż musieli, aby ZG mogła się intensywniej rozwijać.
| |
Nie jest to jednak hołd, jaki im składam – zrobili oni to, co uważali za słuszne, nie wątpię, że mieli dzięki temu satysfakcję. Niech wszyscy redaktorzy zapamiętają, że cenię nie to jak efektowny był ich wkład w ZG – ale jak wiele dali z siebie, wykorzystując swoje możliwości, szanse na to, aby ZG lepiej się rozwijała. Z mojej perspektywy widzę ile każdy potrafił, i ile z tego oddał dla ZG. To jest podstawa szacunku.
Mam nadzieję, że nikt nie uważa, że ostatnie kilka miesięcy jest stracone, że zawiodłem kogokolwiek w działaniach, jakie podejmowałem. Robiłem wszystko tak jak tylko potrafiłem najlepiej. Dla mnie był to skok na głęboką wodę, z czego chyba nie wszyscy zdawali sobie sprawę. I myślę, że pływać się nauczyłem.
Chciałbym tez o czymś wspomnieć. To, co rozumiem najlepiej – jak się zdaje – jest fakt, że faktycznie punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Odpowiedzialność nie jest przyjemną rzeczą. Towarzyszy temu poczucie nie tyle kontroli czy władzy, co świadomości, że bez ludzi, którzy są ze mną i za mną idą – jestem niczym. To oni są fundamentem, cała nadbudówką wyznacza cel, dba o innych i organizuje środki. Sam – niczego bym nie osiągnął, sam nie zrobiłbym niczego. Cieszę się, że mogłem współdziałać z całą Redaktion. Myślałem często w kategoriach bardzo konserwatywnych – od nich nie potrafiłem się często oderwać z racji mojego wieloletniego przywiązania do formuły załogi. Gdzie indziej byłoby mi o wiele łatwiej. Konieczność zmian widzę jednak doskonale.
Moja lista na GG w ciągu pisania przez 37 numerów ZG osiągnęła liczbę około 200 wpisów. Nie kasowałem ich z premedytacją. Wywołuje to całą serie wpadek, gdy próbuje porozmawiać z kimś, kto danego numerka już nie posiada i trafiam na jakąś dziewczynę czy faceta – kompletnie mi obcego, albo na dwunastoletnią dziewczynkę, która nie pojmuje, o czym w ogóle mówię. Ale te wszystkie wpisy to jest świadectwo całej mojej internetowej przeszłości. Osoby zagubione, nie odnalezione lub odnalezione na nowo w całej tej epopei internetowej. Odkąd trafiłem pierwszy raz do ZG przez moje życie przewinęły się co najmniej dwie totalne rewolucje życiowe. Z tego powodu Załoga stała się dla mnie stałym elementem mojego życia, bez względu na miejsce mojego zamieszkania czy czas. Nie umiałbym z niej całkowicie zrezygnować. I to jest powód, dla którego – tak jak mój poprzednik, Krzysztof Majcher – zostaję. Gdy czytam jego wrześniowego pożegnalnego wstępniaka, rozumiem go chyba jak nigdy wcześniej i pod jego tekstem również podpisuję się obiema rękami. ¤
|