Kilkakrotnie przeżyłem w swoim życiu podobnie wyglądającą scenę. Otóż, podczas rozmowy z jakąś świeżo poznaną osobą, konwersacja często schodziła na zainteresowania. Nie ma w tym nic dziwnego, jest to wszak przykładny wręcz i podręcznikowy temat, który dobrze i miło poruszać w rozmowie. Mój rozmówca uprzejmie kiwał głową, od czasu do czasu zadawał pytanie, by dowiedzieć się czegoś więcej na temat któregoś z moich hobby. Dawał tym zachowaniem ogólnie rozumiany sygnał akceptacji zarówno mnie, jak i moich rozlicznych zainteresowań, powodując z kolei u mnie sympatię. Wszak to zrozumiałe i choćbyśmy nie wiem jak zaprzeczali, fakt pozostaje faktem - lubimy tych, którzy zdają się lubić nas.
Najczęściej ten sielankowy nastrój trwał do momentu, kiedy po wypowiedzianej przeze mnie kwestii "lubię czytać", następowała odpowiedź mojego rozmówcy "o, a co najbardziej?", kontrowana przeważnie słowem "fantastykę". Ten jedyny ciąg przyczynowo-skutkowy znajdował w druzgoczącej większości przypadków dość smutny finał. Mój rozmówca obdarzał mnie bowiem uprzejmym spojrzeniem, pełnym uśmiechu, który potrafią włożyć na usta tylko osoby przekonane o swej wyższości. Uśmiech tenże krzyczał wręcz do mnie, że jestem osobnikiem politowania godnym, a moje zainteresowania literackie są na poziomie co najwyżej podstawówki.
Jak nietrudno się domyślić, osoby te szybko traciły zainteresowanie moją (sympatyczną skądinąd) osobą. Ja zaś musiałem znaleźć mniej wysublimowanego kompana do rozmowy, co często równało się znalezieniu kompana do mało wysublimowanej, ale zawsze wiernej wódeczki. Nawiasem mówiąc magiczną właściwością tej ostatniej, która zawsze mnie fascynowała, jest moc równania inteligentów z prostakami. To jednak temat na osobny felieton, a nawet solidny doktorat.
Jeśli ta sytuacja wydaje się Wam znajoma, nie przejmujcie się - nie jesteście sami. Prostą receptą na poprawienie sobie nastroju w takich przypadkach (oprócz właściwego tylko wybitnym jednostkom zachowywania stoickiego spokoju i przyjęcia, że nasz rozmówca był rozumnie wyglądającym imbecylem) jest obrona przez atak. Czyli wciągnięcie delikwenta w dyskusję o literackiej wartości dzieł czytanych przez niego. W końcu skoro wie, że fantastyka jest żałosna, musi mieć porównanie! Warto zapytać, jakie dzieła ceni, za co i "dlaczego go zachwycają"...
Wprawdzie w dyskusji tej jest tyle sensu, co w kłótniach o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą, daje ona jednak dużo radości, a umiejętnie przeprowadzona może zabawnie zdenerwować przekonanego o swej wyższości interlokutora. Zabawa jest tym lepsza, im bardziej złośliwi jesteśmy my sami (tak, jestem podłym, małym człowieczkiem), i im lepiej znamy lektury znane naszemu rozmówcy. Kończy się ona podobnie, bo zerwaniem kontaktu, jednak daje bez porównania więcej zabawy, niż wariant pierwszy.
| |
Sporo kontrowersji wywołało nasze "Subiektywne top 50", czyli spis książek, które część załogi Czytelni poleciła Wam z głębi serca. Wywiązała się dość ciekawa dyskusja na naszym forum, zapraszam serdecznie do rzucenia okiem i poznania naszych intencji, które przeżywają prawdziwy grad krytycznych uwag. Niezależnie od wszystkiego, jeszcze raz polecam nasze zestawienie – sam powolutku wgłębiam się w tytuły, które zaproponowali koledzy, a których nie miałem okazji czytać. I przyznam, że polecili kawał dobrej literatury. |
Powyższe dywagacje, prócz rozgrzania moich zziębniętych i zakatarzonych palców, miały na celu zwrócenie Waszej uwagi na kilka spraw. Pierwsza, znana wszystkim Czytelnikom fantastyki, to uczucie wyższości (przechodzące w pogardę), z którym przyjdzie nam się spotkać podczas obcowania z ludźmi fantastyki nie czytującymi. Jest ona, co ciekawe, znacznie większa, jeśli rozmówca nie przeczytał w swoim życiu żadnej książki sf, czy też f.
Druga sprawa, to sposób reakcji na taką postawę - każdy ma swoją metodę. Genialnie byłoby, gdyby osoba, z którą rozmawiamy miała w sobie choć cień żyłki odkrywcy, i szczerze chciała dowiedzieć się czegoś na temat fantastyki. Można wtedy fajnie (przepraszam, wiem, że to bardzo nie-inteligenckie słowo) pogadać, szczególnie z rozgarniętą osobą.
Sytuacje tego typu, rodzą z natury rzeczy chęć do nagannego moim zdaniem zachowania, którym jest "ustawowe" traktowanie tak zwanego mainstreamu, czytanego przez "wyższych" niż my ludzi, jako badziewia. Mam nadzieję, że nie wpadacie w tę pułapkę, równającą Was z tymi "wyższymi".
Wszak i w fantastyce, i w głównym nurcie jest mnóstwo ciekawych i wnoszących wiele do naszego życia książek, głupotą więc byłoby zamykanie się na jeden gatunek. Kto dobrowolnie skazywałby się na jedzenie lodów o jednym smaku?
Życzę wielu ciekawych lektur i jeszcze ciekawszych o nich dyskusji. ¤
Wasz Redaktor Prowadzący
|