|
|
"Żegnam się, chociaż kto wie, co przyniesie przyszłość" - tymi słowami kończył się mój pożegnalny wstępniak w 35. numerze Załogi G (październik 2002 rok). Każdy wyraz, który pojawiał się na monitorze w trakcie jego pisania, był dla mnie jak cios noża. Uwierzcie, a potwierdzi to parę osób, że rezygnacja z Załogi jest bolesna. Ten magazyn jest jak nałóg - wciąga, sprawia, że człowiek czuje się lepiej, że czuje się wolniejszy i ważniejszy, a jednocześnie praktycznie nie pozwala się ze sobą rozstać. I być może, podobnie jak w nałogu, to wszystko jest zaledwie złudzeniem. Jeśli tak, to chciałbym mieć tylko takie nałogi. |
|
Owe ciosy zadane ostrym słowem zostawiły w moim umyśle ogromną ranę, która za cholerę nie chciała się goić. Przez mgłę widziałem jak rozwija się magazyn, jakie zachodzą w nim zmiany, kto i dlaczego robi tak, a nie inaczej. Ale to wszystko odczuwałem tak, jakby mnie wciąż bito leżącego – nie mogłem pomóc, nie mogłem znaleźć się znowu w redakcji, żeby poradzić czy zaproponować coś nowego.
Jako redaktor naczelny, stworzyłem ze wspaniałym zespołem bodajże 27 numerów i powiem Wam dziś szczerze, że - wbrew pozorom - w momencie odejścia czułem zapach klęski. Nie dlatego, że sam odchodziłem, przecież zostawiałem mój (tak właśnie!) magazyn w dobrych rękach. Czułem zapach klęski dlatego, ponieważ byłem świadomy, ile tak naprawdę szans zmarnowałem i możliwości nie wykorzystałem. Można było zrobić wiele, wiele więcej i o wiele lepiej. Prawie trzy lata pracy nad Załogą nie dawały mi poczucia spełnienia, pozostawiały za to niedosyt. Był taki moment – chyba przy wydaniu 18 numeru, gdy poczułem, że złapaliśmy z redakcją Pana Boga za nogi. Ależ to była euforia. Mieliśmy gry do recenzji, rosła w tempie błyskawicznym liczba prenumeratorów, własna domena... Tak bardzo czekałem na moment, kiedy będą mógł powiedzieć redakcji (i sobie!): „słuchajcie, znaleźli się reklamodawcy, przesiadamy się na Lecha!”, że w zamian srogo rozliczyła mnie przyszłość. Kolejne numery, kolejne wstępniaki, a wokół cicho… Teraz, gdy patrzę na to z perspektywy czasu, robi mi się żal. Jednak te trzy lata to doświadczenie, jakie w żadnych innych warunkach nie wniosłoby tak wiele do mojego życia. Doświadczenie, które mam nadzieję będzie procentować teraz.
| |
Dzwoni telefon. W słuchawce słyszę wyraźnie artykułowane słowa, tworzące wylewną całość – to Vesemir. Był bodajże sierpień albo wrzesień ubiegłego roku. Dwa lata od momentu mojego odejścia. Gdy zaproponował mi, żebym wrócił do redakcji, powiedziałem, że muszę się namyślić. Dzwonił do mnie też Krzysiek - on także namawiał mnie, żebym wrócił, przynajmniej w tekście. A ja wiedziałem, że jeśli wrócę, to wrócą te wszystkie wspomnienia - całe to brzemię, którego tak dawno nie czułem i nie nosiłem na barkach. Przede wszystkim zaś wiedziałem, że jeśli wrócę, to nie będę siedział bezczynnie i mogą być ze mną problemy :). A jednak – coś mnie podkusiło i zdecydowałem się.
Za wyjątkiem paru osób, zastałem w redakcji zupełnie nowych ludzi. Nie znałem zespołu i obawiałem się, jak przyjmą takiego weterana. Niepotrzebnie. Obecny zespół to osoby, którym bliska jest pasja i – podobnie jak ja – chcą się rozwijać na wielu płaszczyznach i chcą rozwijać Załogę. To inteligentni i bardzo ciekawi ludzie, a ja z takimi bardzo lubię pracować. Wierzę więc, że nie zabraknie im sił, samozaparcia i cierpliwości oraz wiary w zmiany, które nieubłaganie nadchodzą.
Te zmiany, to właśnie związane z moją osobą problemy, o których przed chwileczką mówiłem. Ja jednak jestem przekonany, że to konieczność wynikająca z istoty dzisiejszego Internetu. Ruszamy. To bardzo trudna wyprawa. Wiele wysokich gór, głębokich rzek i lasów pozbawionych zwierzyny, ale za tym wszystkim jest kraina, do której warto się udać. Trudy wyprawy z pewnością sprawią, że wielu zrezygnuje już na początku, inni w połowie drogi. Cóż, do celu dojdą tylko najbardziej wytrwali. Przewrotnie, myślę, że być może w trakcie trudów tej podróży zagoją się moje rany. Czy warto? Wierzę, że tak. Ale przekonamy się o tym wszyscy na własnej skórze w ciągu najbliższego roku.
Póki co, życzę przyjemnej lektury. ¤
B-Beck is looking again... |
|