Tomasza Piątka znamy głównie z "Heroiny", książki, wokół której wciąż unosi się nimb (wydumanej?) kontrowersji i gęsta mgła (niesłusznych?) zarzutów wysuwanych przez media, że Autor swoją powieścią zachęca do popadania w nałóg narkotykowy. Znamy go też z cyklu fantasy wydanego przez Runę, "Ukochani poddani cesarza", oraz z powieści głównonurtowych. "Bagno" jest właśnie jedną z nich.
"Człowiek to jest ktoś, kto podejmuje decyzje. Choćby te najmniejsze, dotyczące tego, czy zje kajzerkę za 20 groszy, czy grahamkę za 30. Jeżeli nie może o tym sam zdecydować, to przestaje być człowiekiem. Staje się przedmiotem, o którym decydują inni. Rodzina, która go karmi, panie stołówkowe w ośrodku dla bezdomnych, zakonnice w przytułku itd." Narrator, będący jednocześnie autorem tych słów, doskonale rozumie, że ktoś może chcieć zamordować pozornie dla 30 groszy, a tak naprawdę dlatego, żeby poczuć się człowiekiem, istotą z krwi i kości, mającą władzę nad samym sobą i własnymi wyborami.
W Warszawie, na Bagnach Wilanowskich, ktoś morduje roznosiciela pizzy, 19-letniego Artura Ś., który miał w kieszeni zaledwie 34 zł. Czy zamordowano go właśnie dla możliwości dysponowania tymi pieniędzmi? Śledztwo, które prowadzi młody detektyw, a któremu towarzyszy nasz Narrator, doprowadza do odkrycia szokującej prawdy. W maziowatej zawiesinie bagien odkrytych zostaje jeszcze kilkanaście ciał, doskonale zakonserwowanych.
Myli się jednak ten, kto sądzi, że "Bagno" to jedynie kryminał, że to historia morderstw. To oczywiście też, ale przede wszystkim jest to opowieść o Narratorze, o jego sposobie widzenia i odbierania świata, bo nie tylko to, co mówi, ale i to, jak mówi, stanowi gawędę o nim samym. Narrator nam się odsłania, wystawia swoją wrażliwość i tożsamość na grad naszych kłujących spojrzeń.
Sama powieść to kryminał skupiony na analizie motywów, dokonywanej przez Piątka z dokładnością policyjnych dociekań. Mamy tam celne obserwacje obyczajowe i realistyczne opisy postaci. Mamy Narratora, architekta wierzącego w nieco absurdalne oddziaływanie społeczno-psychologiczne architektury, wiedzącego, że nazywanie ofiary imieniem prowadzi do przywiązania, prawie do przyjaźni. Mamy też konspiracyjne "stowarzyszenie" młodych ludzi, którym wydaje się, że łączy ich coś niezwykłego. Wszystko to przyprawione smacznym sosem wierzeń pogańskich, heretyckim czczeniem kozich główek znalezionych w podziemiach kościoła z 1231 roku.
| |
"Bagno" zaskakuje. Kiedy wydaje nam się, że to już koniec powieści, że zagadka mordów została wyjaśniona, kiedy już oddychamy z ulgą, a stres wyczekiwania się skończył – wtedy nagle odkrywamy, że tak naprawdę nic nie wiemy. A potem od nowa przeżywamy zakończenie. I to nowo odkryte zakończenie jest tak absurdalnie Dickowskie, jak Dickowskie są Piątka aluzje Grzybni do Chrystusa pod postacią grzyba anokhi.
Autor robi z czytelnikiem, co chce. Czytelnik nie jest w stanie się oprzeć. Nie wie nawet, co się z nim dzieje, nie podejrzewa, jak subtelnie jest manipulowana jego wiara w to, co czyta. Może nawet wierzy w serwowaną przez Piątka hipnozę. I do tego jeszcze jest mu wdzięczny! Powieść bowiem napisana jest tak lekko, ze swadą, językiem potocznym, choć poprawnym, że czytelnik z miejsca pozwala się jej uwieść i powieść.
|