Anna Bojarska o sobie: „Urodziłam się i umrę: to nieciekawe. Napisałam i wydałam: różne powieści, m.in. Lakier, Agitkę, Ja, Chluba lunaparku, Czego nauczył mnie August, różne nie-powieści jak Madonna pekaesów, Pięć śmierci, Biedny Oscar czyli Dwa razy o miłości, Urban. To i owo dla teatru i filmu (jedno ‘dla teatru’ nawet Wajda wystawił), mnóstwo do prasy. Urodziłam się podobno w Warszawie, mieszkam głównie w Paryżu.”
„Paryż jesienią. Czwarta nad ranem. Wszyscy tańczymy.” Katarzyna Nowak
Do Paryża mam bardzo osobisty stosunek i po cichu nazywam go „swoim miastem”. Dla mnie jest młodością, tajemnicą, początkiem. Samotne spacery po Jardin du Plants, film w starym kinie na Saint-Germain, wtopienie się w tłum na Place de la Concorde i w anonimowość metra. To dobre chwile, o których jednak pomyślałam, że mogłyby być złe, gdybym nie miała dokąd wrócić. Gdybym nie wiedziała, że kiedy znudzi mi się samotność, będzie do kogo się przytulić. Bojarska pisze właśnie o takiej sytuacji, kiedy nie ma tej furtki.
Ona
Nathalie Grandowa vel Ritzy. Rosjanka, której się udało uciec w lepszy świat, wyjść bogato za mąż, zasmakować w luksusie. Do czasu jednak. W którymś momencie życie pokazało co potrafi. Małżeństwo skończyło się rozwodem. Sasza, dobry przyjaciel, został bestialsko zamordowany przez jakichś homofobów, a może mafię, w każdym razie Ritzy zaczęła żyć w ciągłym strachu, że i na nią czeka wyrok.
On
Pierre Davila vel Denis vel Drakula. Rumun, który „wpadł“ z Francuzką z prowincji, szybko się z nią ożenił, szybko rozwiódł. Dzięki temu ma mieszkanie, spłacony kredyt, obywatelstwo, kartę stałego pobytu. Jest lekarzem. Niby wszystko poukładane. Niby.
Grek znalazł Greczynkę?
Oto tych dwoje spotyka się na imprezie i coś między nimi iskrzy. Co wydaje się być przelotnym flirtem, powoli i jakby ze strachem zaczyna przeradzać się w związek. W związek dwóch bardzo samotnych osób, z których każda wstydzi się własnej przeszłości. Bardzo starają się być francuscy, drażni ich własny błędny akcent i nieco odmienny wygląd. Czują się gorsi, skazani na bycie „zwyklaczkami”, na których Bóg może tylko z pogardą popatrzeć. Choćby się wystroili w najbardziej markowe ubrania, spryskali najmodniejszymi perfumami i tak dopadnie ich myśl: „(...) tym właśnie jesteś, człowieku. Palisz zwykłe, normalniutkie, zresztą coraz gorsze, coraz krótsze i coraz droższe gitany. A Bóg siedzi sobie na chmurce, paląc swoją hawanę, i gardzi tobą; ach, jak on tobą gardzi!”
The time must have a stop
Książka rozpoczyna się dość kontrowersyjnym dialogiem: - Czy podniecają cię ekskrementy? - Wręcz przeciwnie. - Ach, wręcz? - Ach, wręcz! Wiesz, taki już ze mnie intelektualista. Wręcz! Wręcz! - A złoty deszczyk? - Co to jest? - Partnerka oddaje mocz na ciebie albo ty na nią. - Fuj!
Zawiedziony będzie jednak ten, kto spróbuje się dopatrzyć w książce Bojarskiej wyłącznie skandalu i sprośności. Są one tylko tłem albo dobitnym środkiem wyrazu, pozwalającym czytelnikowi zobaczyć bohaterów jako zwykłych, nie upiększonych ludzi. Zwłaszcza Ritzy jest wyjątkowo autentyczna, jej postać wysuwa się zresztą na pierwszy plan, także przez autobiograficzną powieść, którą czytamy razem z Denisem.
| |
„Bóg pali cygara” przywodzi na myśl teledysk. Szybkie, gwałtowne, urywane zdania. Rozedrgane słowa. Nasycona, nieco duszna atmosfera. Niepokój, pośpiech, chciwe chwytanie szczęśliwej chwili. Ritzy przywołuje zresztą słynne słowa z „Fausta” Goethe’go: „Trwaj chwilo! Chwilo, jesteś piękna!” - jeszcze z uśmiechem i już z żalem, że ona, ta chwila, ucieka.
Wsio budiet choroszo, priekrasno budiet...
To bardzo współczesna powieść o miłości. W scenerii tętniącego życiem miasta, w kawiarniach, pubach, hotelach warzy się los dwojga życiowych rozbitków, z których każde, a zwłaszcza ona, najchętniej podkuliłoby ogon i uciekło w quasi-bezpieczeństwo własnego światka. Nie są już nastolatkami, przeżyli rozczarowanie ludźmi, niechęć do życia, utratę złudzeń. Każde z nich zbudowało własną emocjonalną kryjówkę, która daje choć namiastkę tego bezpieczeństwa, którego tak bardzo pragną. Wyjść z niej, odsłonić się, wypowiedzieć głośno marzenia, ujawnić uczucia...dla nich to niewyobrażalnie trudne.
Dlatego lawirują, krążą wokół siebie jak ćmy wokół płomienia świecy, który bardzo przyciąga, mimo że może śmiertelnie poparzyć.
Jak bardzo, widzimy na przykładzie Ritzy. Jej strach przed miłością, niedowierzanie, że ona rzeczywiście może się przydarzyć, doprowadza kobietę niemal do obłędu, a na pewno do alkoholowego delirium. Nathalie piciem odgradza się od rzeczywistości – za bardzo boi się, że znowu będzie cierpieć. Że zaangażuje się, odsłoni i zostanie wykorzystana, po czym znowu zostanie sama, na nowo próbując się przystosować do samotności, którą z rozpaczliwym przekonaniem nazywa wolnością.
|