|
|
Znów będzie kilka migawek; pamiętam je mocno, albo raczej - to one mocno pamiętają mnie. Wracają, psiakrew, przy byle okazji, znikąd i zewsząd, uczepiwszy się raz głowy, zapuściły korzenie głęboko, i teraz kiełkują, czy mam na nie ochotę, czy nie . Zresztą – ochota akurat najmniejszą gra tu rolę... |
|
Karol i Kurczęta.
Kolega ze studiów, niech będzie – Karol, wypowiada się w telewizji (takiej z literką...) na temat „liberalizacji” (co za cholerrrrne słowo, musi tu jednak paść, bo to słowo wieczoru, mięso armatnie wieczoru...) ustawy o związkach homoseksualnych; mniejsza o to, jaka to wypowiedź, czy składna, czy daremna, czy gorąca – ważne, że to godzina największej oglądalności, a wszelkie „liberalizacje” idą przecież wtedy jak świeże bułeczki, a po drugie, że tą wypowiedzią odsłania się, oficjalnie potwierdzając ploteczki, odsłania się całkiem, szczerze i nagusieńko, u boku partnera swego powszedniego, etc, itd...
Nazajutrz: korytarz, Uniwersytet, za oknem plucha jesienna, przed nami perspektywa trzech godzin Chaplina, ciskania plackami po gębach i eseju o Busterze Keatonie. I – cóż?
Wchodzą One, koleżanki moje szanowne (jak najbardziej bez ironii), rozszczebiotane (aż zęby bolą, ale cóż, kiedy właśnie ‘rozszczebiotane’...) kurczęta pachnące wszystkimi barwami Avonu (gorzko- słodko, słodko-gorzko...), po czym, kiwnięciem grzywki odhaczając powitalne ceremoniały, pędzą (pędzą!) ku Niemu – nazwijmy go Pasterzem (!...) – ku niemu, i rozłożywszy swe wdzięki jesienne u stóp, pytają gorączkowo:
ONE: Widziałeś Karola? PASTERZ: Widziałem, a jakże. ONE: Nagrałeś? Nagrałeś?
PASTERZ: Nagrałem, a jakże. ONE: To świetnie! Och, nagrał, słyszycie? A jakże! PASTERZ: Nagrałem, jak rzekłem, a słowo, to słowo.
ONE: Ach nagrał, jak mówił! I słowa dotrzymał! Więc kiedy możemy obejrzeć? Błagamy! To może już dzisiaj, to może wieczorem! PASTERZ: Więc u mnie, wieczorem – przynieście ciasteczka!
Po czym: One – rozpływając się w perspektywie zbiorowego demaskowania kolegi Karola przy ciasteczkach – chichoczą, aż do przybycia Profesora Pana P.
Pasterz zaś: mruczy zadowolony pod nosem, w perspektywie wieczornego łakomstwa i przyjmowania hołdów, darów, i spojrzeń maślanych spod maślanych powiek...
...
Oskar po Polsku.
„Ladies and gentelmen...” – zaczyna pan (powstań!) Andrzej Wajda (spocznij), we fraku, we wtorek, w świetle tysiąca fleszy światowych – a ja, na pół-zasypiający już, bo ranek za oknem, obowiązek jednak obowiązkiem, i trzeba kibicować, bo Polak, bo Wielki, bo nasz Wyzwoliciel – podczas ceremonii wręczenia honorowego Oskara, więc mówić zaczyna, i dalej: „Będę mówił po polsku, bo ja mówię i myślę po polsku” (za plecami kadry z ‘Pana Tadeusza’, podpisane – ‘Pan Tadeusz’, bo nijak przetłumaczyć to na angielski (jak... Peter Pan?) ha!), po czym kontynuuje:
| |
- po pierwsze: dziękuję całemu światu, Europie i Ameryce, emigrantom, strukturom, Panu Bogu, Masonom i braciom Lumiere... - za: wpuszczenie, przygarnięcie, dopuszczenie, przepuszczenie, przytulenie, otulenie i przysposobienie ...
- Nas, naszego Kraju, Ojczyzny, Matki Naszej Wspólnej, z dziada (oj, z dziada, z dziada...) pradziada Tradycyjnej, Ukochanej, Niepokonanej i Odrodzonej .... - Do: Struktur, Świata, Europy i Ameryki, i wreszcie – do (na) sali, hali i gali Oskarowej, jakże upragnionej, wzdychanej i śnionej po nocach, dniach i godzinach ....
...
Jakiś czas potem: pan Roman Polański, otoczony prasą i gołębiami, drepta (powroty! powroty!) po Krakowskim rynku, u jego boku zaś – dawny kolega z czasów kawalerskich (Mieciu? Zdzisiu? tak jakoś...), uczepiony rękawa, dumny i szczęśliwy na spotkanie po latach, wyszczerzony do kamer i mikrofonów – i gada bez przerwy: „a pamiętasz to? A tamto pamiętasz?.. a tamtą, a tego?...” – na co pan Roman (z twarzą kamienną); „Tak, tak, yes (!), tak, tak, yes...”
I cóż?
I dystych, zamiast pointy:
Andrzej Wajda: Dajcie mi Oskara, to będę mówił po polsku. Roman Polański: Odkąd mam Oskara, po polsku mówić nie muszę.
...
Opowieść z Narnii.
W telewizji pokazali, co może znaleźć się po drugiej stronie szafy. Oto, co:
Miejsce: Łódź (o ile pamiętam – zresztą, jeśli nie pamiętam, to niech będzie cokolwiek, byle miasto...). Wnętrze – salon / gościnny pokój – standard: stół nakryty obrusem, waza z zupą, chlipanie, rosół etc.
Dramatis personae:
MĄŻ – standard: kapcie, gazeta, papieros, piwo, osiem godzin etatu na taśmie ... ŻONA - specyficzna: zahukana, skromniutka, cichutka, przykurczona...
Akcja:
ŻONA: (nieśmiało, powolutku, ostrożniutko...) Tadeusz... Tadeusz, ja... ja ... ja chciałabym mieć... jeszcze jedno dziecko....
MĄŻ: (łypiąc na Żonę spod oka, leniwie...) Zwariowałaś! Więcej beczek już się w szafie nie zmieści!
Kurtyna zapada krwawo ...
... ...
O tempora, o mores...
A głupiemu radość ...
|