 |
 |
Po dwóch latach od mojej rezygnacji z prowadzenia pisma chciałbym napisać coś mądrego. Coś poruszającego. Nie tak poruszającego jak faks o śmierci babci (wszak telegramu dziś wysłać się nie da), ale w sensie stricte techniczno-moralnym coś z mottem i z „jajem”. Z drugiej strony, nie chcę, żeby niniejszy tekst był czymś w rodzaju amerykańskiego come back. |
 |
Po pierwsze, sequel jest zazwyczaj mniej ciekawy od pierwowzoru. Po drugie, ja nigdy nie byłem gwiazdą. Po trzecie wreszcie, to nie jest powrót. Być może występ mój należy zatem traktować podobnie jak udział Patricka Swayze w nowej odsłonie „Dirty Dancing”. Tylko że ja, w przeciwieństwie do naszego prezydenta, nie potrafię tańczyć, nie wspominając o śpiewaniu. Dochodzę więc do wniosku, że te kilka słów, które właśnie czytacie zostało wklepanych wyłącznie w celach sportowych.
Gdy pisałem mojego pierwszego wstępniaka do Załogi byłem 18-letnim zapaleńcem, który do pracy nad czasopismem zabierał się z ogromnym entuzjazmem i z całkowitym brakiem pokory. Teraz mija z wolna piąty rok od tego wydarzenia i dostrzegam jak wielkie piętno w moim, uznajmy wciąż młodzieńczym okresie życia wywarła ta „zabawa”. Może to potwierdzić ta garstka moich znajomych, z którą od czasu do czasu wspominam historię Załogi przy chmielowym trunku. Czasami zastanawiam się dlaczego poprzestałem na „exodusie”. Ale człowiek od swego zarania zawsze więcej potrafił powiedzieć niż zrobić. Będąc jeszcze mocno owłosionym, brzydkim i śmierdzącym gównojadem, umiał tylko wrzeszczeć i walić kawałkiem kija w kamień. To pozostało w nas do dziś. Tylko zamiast kija w ręku bomba. A zamiast kamienia ludzka głowa. Zresztą oba narzędzia wykorzystywane zupełnie niezgodnie z przeznaczeniem.
|  |
Jak powiedziałem, po dwóch latach od mojej rezygnacji z prowadzenia pisma chciałbym napisać coś mądrego. Wymaga to jednak, Drodzy Czytelnicy, bardzo poważnego uproszczenia pewnych wątków historycznych. Wszyscy bowiem doskonale znamy powody wkroczenia 17 września wojsk radzieckich do Polski. Jednak jeśli przyjąć, że - tak jak do dziś (!) twierdzą Rosjanie - powodem była chęć wyzwolenia przez nich ziemi wschodnich, to wówczas wystąpienia zbrojne Polaków na tych terenach można by uznać za akty... terroru. Podobnie było po pierwszym i drugim rozbiorze Rzeczypospolitej, gdy „z powodu niebezpiecznej dla stabilności regionu sytuacji wewnętrznej” ościenne armie wkroczyły na nasze tereny i „zabezpieczyły je”. O skali działań polskich terrorystów w ciągu następnych stu lat aż ciężko się wypowiadać. Weźmy inny przykład. Czy grupy kozackie pod wodzą Bohdana Chmielnickiego były komórkami terrorystycznymi, a sam Bohdan dzisiejszym al Sadrą?
Być może dla Polaków tak, ale dla Ukraińców z pewnością nie. Cóż, punkt widzenia zależy ściśle od punktu siedzenia. Ale żeby dopełnić ową techniczno-moralną warstwę tekstu muszę dodać jeszcze jajo. Niestety, z jajem jest gorzej, ponieważ w lodówce mam tylko trzy, a bardzo lubię jajecznicę (wraz z cebulką, kiełbaską i pomidorkiem nie omieszkam za moment sporządzić). Ale i tak było śmiesznie. ¤
|