 |
 |
Co najmniej dwie premiery gier komputerowych w ostatnim czasie powinny były wywołać fale publicznego zgorszenia i na nowo rozpalić dyskusję na temat brutalności gier komputerowych. Tak się jednak nie stało. Dziwne. |
 |
Mowa tu rzecz jasna o „Manhunt” i „Doom 3”. Jakkolwiek w tym drugim przypadku prasa codzienna („Gazeta Wyborcza”), zauważyła „doniosłość” faktu wynikającą z wydania nowego „Dooma” - pomijając jednak aspekt przemocy, a wciskając nam w zamian brednie o „id”, podświadomości i Freudzie. Tak „Manhunt” przeszedł zupełnie niezauważony.
Ktoś powie, skoro tak, to po kiego grzyba Jules o tym piszesz. Ano piszę o tym, dlatego że gdy w 1999 roku, po tragedii w szkole w Columbine, w której dwaj uczniowie wyrżnęli w pień swoich rówieśników, prasa i ogólnie pojęte media doszły do wniosku, że przyczyną było słuchanie przez młodocianych morderców satanistycznej muzyki rockowej, a w szczególności zespołu Marilyn Manson, oraz nałogowe granie w gry komputerowe, a w szczególności w Dooma.

Jedna z licznych scen brutalnych egzekucji - "Manhunt" |
Dziennikarze prześcigali się w komentarzach, jakie straszne są te gry komputerowe i jakie piętno mogą odcisnąć na psychice młodych ludzi. Nawet Michael Moore, naczelny demagog i populista Stanów Zjednoczonych, postanowił odciąć kupon od tej tragedii i zaraz wziął kamerę i nakręcił jadące na tanich instynktach dziełko o wdzięcznym tytule „Zabawy z bronią” (ang. „Bowling for Columbine"). W którym z klei wykazywał się iście karkołomną paralelą, że w istocie co tam Marilyn Manson, tak naprawdę winę ponosi Clinton, który tego samego dnia posłał bomby na Bałkany i fabryki w których pracowali nieletni.
Moore, Moorem, wszyscy wiemy, że to populista i żaden zdrowo myślący człowiek nie traktuje go chyba na serio, więc zanim wrzucimy jego bełkot miedzy bajki o królewnie śnieżce, skwapliwie skorzystamy z ułaskawiania Marilyna Mansona.
Pozostał nam zatem już tylko jeden spiritus movens tragedii w Columbine - Doom.
My gracze znamy Dooma. Ekscytowaliśmy się nim, ale… w 1994 roku, czyli gdy się ukazał. Czy któryś z dziennikarzy, tak ochoczo potępiających Dooma i całkiem na serio piszących o jego szkodliwym wpływie zadał sobie trud, żeby tę grę uruchomić? Śmiem wątpić. Choćby, dlatego że gdy dziś ukazuje się „Manhunt” nikt nawet słowa nie powie, a pisząc o premierze nowego Dooma, w którym trup ściele się gęsto i to w dodatku w hiper-realistycznej oprawie graficznej, dziennikarze popisują się swoją erudycją na temat Freuda.
|  |
Żeby nie było niedomówień, „Manhunt” to gra, w której chodzi tylko i wyłącznie o eksterminację wrogów, co więcej w sposób najbardziej brutalny – im okrutniej zabijamy, tym więcej punktów dostajemy. Program wyraźnie obliczony jest na efekt „zakazanego owocu”.
Tymczasem zaskakująco łatwo obarczono wydanego w 1994 roku Dooma współwiną za tragedię w Columbine (i nie tylko zresztą). Dooma, w którym strzelało się do plujących nie wiadomo czym kulek z rogami. Umowność graficzna była tak oczywista, że tylko niezdrowo myślący dziennikarz, lub tzw. „psycholog” mógł starać się na siłę szukać tkwiącej w nim przyczyny agresywnych zachowań.

Stary, poczciwy "Doom", czyli szatan A.D. 1994 |
Dla przypomnienia, możecie spojrzeć na obrazek. Czy patrząc na zdjęcia staruteńkiego Dooma, można świadomie powiedzieć, że to gra skłaniająca do przemocy i odciskająca piętno na niczego nieświadomych, niewinnych umysłach dzieci? Przecież, to jak tworzenie absurdalnych poglądów, że koziołek matołek był rasistą, albo bóg sam jeden wie, jakich jeszcze nonsensów.
Gdzie są ci wszyscy „węszyciele zła”, gdy na półki sklepowe trafia „Manhunt” – gra, której tytuł można przetłumaczyć jako, „Polowanie na ludzi”. Jak tu poważnie patrzeć na generowane przy okazji takich zdarzeń, jak w Columbine, wnioski, gdy prawdziwie brutalne i pełne przemocy gry, które istotnie mogą wypaczyć psychikę, stają na półkach sklepowych.
Rozumiem, że była sprawa Rywina, że Miller musiał skończyć, że media miały inne sprawy na głowie, że dziś jest tragedia w Osetii. Nie rozumiem natomiast, jak można zachowywać tak bezczelną hipokryzję i mówić, że gry są „be” wskazując na staruteńkiego Dooma, a w dzisiejszych synonimach brutalności, takich jak najnowsza, trzecia część Dooma, widzieć jakieś pokrętne teorie Freudowskiej psychoanalizy. Ręce opadają.

Rozczłonkowane ciała i krew na ścianach, to "normalka" w najnowszym "Doom 3" |
A tak w ogóle, to rosyjskie służby specjalne chyba grały w Dooma, bo po ich „akcji” na ścianach szkoły w Biesłanie pozostały tylko flaki i krew. Ament. ¤
|