 |
 |
"Po prostu widzę ten moment, gdy jako dziewięcioletni chłopiec zaczyna po raz pierwszy poddawać próbie swój dotychczasowy związek z siostrą i bardzo nieśmiało stara się zerknąć poza jego ramy. Nie bardzo mu się to udaje, bo w tym związku o wszystkim decyduje Sophie, a on nie potrafi wyzwolić się spod jej władzy. I właśnie dlatego siedzę teraz w tej ponurej kuchni, wśród tańczących na ścianach cieni i cichnących odgłosów burzy." |
 |
nierozłączni
Jeślibyśmy ich spotkali - małego chłopca i dwa lata starszą od niego dziewczynkę - to pewnie w drodze do starego kamieniołomu. Może odpowiedzieliby na nasze pytania, ale z pewnością bez wdawania się w dłuższą dyskusję. Spieszno by im było do własnych spraw. Zanim zdążylibyśmy zastanowić się, co odrzec na bystrą, ale bardzo lakoniczną uwagę dziewczynki, oni zniknęliby już za drzewami. Dwie drobne dziecięce postacie, trzymające się za ręce.
Sophie i Mattie. Rodzeństwo, mieszkające w położonym na uboczu i dziwnie opustoszałym domu. Ich matka prawie nigdy nie wychodzi na zewnątrz. Siedzi w odosobnieniu ciemnego, dusznego salonu i wydaje się nie zauważać istnienia własnych dzieci. Nie lubi z nimi rozmawiać i nie interesuje ją, jak radzą sobie w szkole czy w gronie rówieśników. Ojciec to papierowa postać, zlepek zapachów i głosów. Pojawia się z rzadka i zaraz wyjeżdża, dla wszystkich obcy.
udając niezgułę
Oczywista jest niewiedza rodziców o tym, że tych dwoje stworzyło swój własny, zamknięty świat, do którego nikt nie ma dostępu. I że to coś więcej niż zwykła dziecinna zabawa. Są więc sami. I Sophie dobrze z tym. Mattiemu chyba też, chociaż co on może o tym wiedzieć. Jest jeszcze taki mały, a poza tym siostra wie lepiej. To dla niego wyrocznia, obiekt uwielbienia, jedyna bliska istota, która utula do snu, pomoże gdy złapie go atak astmy. Sophie jest nad wiek inteligentna, zdolna, utalentowana, chroni jednak te umiejętności przed okiem wścibskich ludzi. Nie chce wzbudzać podejrzeń. To konieczne, bo kiedy ma się mniej niż 10 lat, a trzeba poprowadzić dom i zaopiekować się młodszym braciszkiem ta sytuacja sama w sobie jest już dziwna.
zatrzymać czas
Sophie jest pomysłodawczynią wszystkiego. To ona położyła kres Ol'Grady'emu - sennemu koszmarowi, który nawiedzał Mattiego w snach, taki straszny, że budził się nie mogąc złapać tchu, z przerażeniem omiatając wzrokiem pokój, w poszukiwaniu przygarbionej postaci bez twarzy, wolno przesuwającej się pod ścianami, w stronę jego łóżka.
|  |
Sophie nauczyła Mattiego tylu rzeczy, że nie wyobrażał sobie bez niej życia. To dzięki niej jego dzieciństwo było tak pełne wrażeń. Nigdy się nie nudzili. Wigwam w ogrodzie, nieczynny kamieniołom, wreszcie samodzielnie zbudowana chata w szopie - to wszystko było ich własną przestrzenią, mikroświatem, którzy sami stworzyli. Czy można się było dziwić Sophie, że zależało jej, by istniał jak najdłużej, czy tak trudno zrozumieć, że nie mogła pozwolić, by ktokolwiek zburzył tą rzeczywistość, że nie chciała patrzeć, jak ona sama przestaje być jej częścią? Że nie chciała dorosnąć?
Dlaczego jednak teraz siedzi związana w wymarłym domu, w świetle ogarka świecy, a Mattie wpatrzony w nocną nawałnicę, szalejącą za oknem, wcale nie spieszy się, by jej pomóc?
Książka Guy'a Burta to thriller psychologiczny, który trzyma w napięciu, niepokoi i zaskakuje. To także wspaniale odmalowany obraz dzieciństwa, z całą jego tajemnicą, nieuchwytnością i tymczasowością. Autor "Bunkra" stworzył kolejną fascynującą opowieść. Historia Sophie i Mattiego pokazuje, że dorastania nie da się zatrzymać i że człowiek chcąc nie chcąc buduje swoją tożsamość w kontakcie z innymi ludźmi. Nawet jeśli z tym walczy albo próbuje się odciąć, wyalienować czy uciec. Przez cały czas lektury "Sophie" chodził za mną fragment z "Wielkiego Gatsby'ego": "Tak oto dążymy naprzód, kierując łodzie pod prąd, który nieustannie znosi nas w przeszłość". ¤
|