|
|
Są czyny, które można wybaczyć. Za wszystkie inne zapłacisz… nabojem karabinowym! Do tej drugiej kategorii można niewątpliwie zaliczyć przeróbkę uznanej i dla wielu kultowej serii gier strategicznych w realiach II WŚ na… współczesny FPS! Wydaje się, że nie można już bardziej upodlić Close Combat – bo o tej grze mowa – ale czy na pewno? W końcu za najnowszą odsłoną stoi Wujek Sam! |
|
Ktoś mądry w US-Raju zauważył, że prowadzona przez G. Busha polityka „pacyfikacji” sporej części świata wymagać będzie mięs… znaczy się młodych, dzielnych Amerykanów, którzy za medale i garść dolarów pojadą na drugi koniec świata, by w temperaturze 40 stopni Celsjusza uciekać przed kolesiami w chustach i Kałasznikowem na ramieniu. Można od tego wszystkiego stracić głowę (w przenośni i dosłownie). Gdzie znaleźć takich naiw… przyszłych bohaterów? Pomocą posłużył komputer! Armia postanowiła wypuścić gry, które zachęcą przeciętnego poborowego do odwiedzenia komisji rekrutacyjnych (żeby WKU była taka grzeczna), a przy okazji zapewnią trochę rozrywki i wiedzy tym, którzy już przywdziali mundur. Rezultaty? Choćby świetny Full Spectrum Warrior, nie wspominając o sieciowej America’s Army (w skrócie AA, czyli Wojsko Polskie).
|
Także piechota morska zdecydowała się na wirtualny nabór, jednak zdaniem wielu zrobiła to w najgorszy możliwy sposób. Do samej gry nie można mieć zastrzeżeń – realistyczny FPS, piechota morska i konflikt na Bliskim Wschodzie. Przeszkadza tylko ten tytuł. Seria Close Combat wsławiła się dotychczas jako... genialna gra strategiczna. Jako fan dotychczasowej konwencji CC płaczę – jak można zmarnować taki tytuł, jednak coś innego napawa mnie entuzjazmem – to może być także bardzo dobra gra!
Zacznijmy od podstaw. Musicie wiedzieć, że omawiana produkcja trafi do sklepów w okrojonej postaci, gdyż jej właściwym przeznaczeniem są komputery i konsole (a dokładniej Xbox) US Marines. Podobnie miała się sprawa ze wspomnianym już Full Spectrum Warrior, który także miał nieść przyjemność oraz wiedzę żołnierzom, a w okrojonej wersji zachęcić młodych chłopaków do wstąpienia do wojska.
Taktyka to podstawa |
Fabuła, jeśli w ogóle można o czymś takim w tym przypadku mówić, jest prosta jak drut. Jako lider 4–osobowej drużyny wykonujemy misje na Bliskim Wschodzie, dla których tłem jest wymyślony przez scenarzystów konflikt. Typy zadań, jakie przyjdzie nam wykonać, to odbicie zakładników, ochrona konwojów, utrzymanie pozycji, desant morski i zdobycie punktów strategicznych. Wszystko zacznie się jednak od szkolenia w Stanach. W obozie nauczymy się strzelać, udzielać pierwszej pomocy (bardzo ważny aspekt tej produkcji), poznamy taktykę naszych działań. Co ważne – inaczej niż w FSW – nie będziemy to tu tylko „duchem” wydającym rozkazy, ale bezpośrednio weźmiemy udział w akcji. Karabin w dłoń, widok z oczu bohatera i możemy ruszać na wirtualną, acz niezwykle realistyczną wojnę.
Samotny kowboj na Dzikim Wschodzie |
W tym momencie doszliśmy do cechy charakterystycznych omawianej produkcji. Autorzy zapowiadają ogromny realizm nawet w cywilnej wersji programu. Jeśli liczysz na akcję w stylu Rambo – zapomnij, to nie gra dla Ciebie. Ważne jest ludzkie życie – w przypadku zranienia jednego z żołnierzy priorytetem staje się bezpieczne przetransportowanie go do bazy, udzielenie potrzebnej pomocy – cele misji schodzą na drugi plan. Twórcy obiecują, że poznamy osobiście większość żołnierzy z naszych koszar. O swoich podwładnych będziesz wiedział wszystko – co robił przed pójściem do wojska, poznasz jego stan cywilny, ulubiony film, rozmiar buta. Wojna to przecież nie tylko zadania, to także życie w koszarach, dzięki któremu wirtualni partnerzy będą czymś więcej niż kilkoma tysiącami pikseli.
| |
Siła złego na jednego |
Punkt następny – sztuczna inteligencja. Co prawda wydajemy rozkazy naszym kompanom, ale ci tak naprawdę sami wiedzą, co mają robić. Ukrywają się, wzajemnie osłaniają, w razie potrzeby potrafią zdjąć wroga nim go jeszcze zobaczymy. Świetnie znają taktykę korpusu, a jeszcze lepiej stosują ją w praktyce, mogą także udzielać prostych rad swemu dowódcy. Nie są jednak żadnymi kamikadze i jeśli wydamy im rozkaz narażający życie, to jego wykonanie jest wątpliwe. Należy jeszcze wspomnieć, że każdy z podkomendnych żołnierzy będzie opisany przez masę liczb i tabelek, wśród których znajdzie się m.in. morale. Musimy o nie dbać – wartość bojowa wojaka pozbawionego amunicji, ponadto otoczonego przez bandę Arabów, spada do zera. Pomóc mu może… wsparcie. Helikopter, czołg, ukryty gdzieś snajper, bądź obsługa moździerza. Nie kierujemy nimi bezpośrednio, ale dysponując odpowiednim sprzętem i zasięgiem możemy korzystać z ich pomocy. Trzeba być jednak uważnym – czołg bez osłony piechoty to pewna śmierć, musimy więc odwdzięczyć się jego załodze. Ale, jak zaznaczają autorzy, „najsilniejszą bronią jest człowiek”. Wydawanie rozkazów jest niezwykle proste. Z menu kontekstowego wybieramy rozkaz, np. osłona ogniem, innemu żołnierzowi wskazujemy pozycję i korzystamy z przycisku akcji. Nasi podwładni wykonują w miarę możliwości rozkazy, a Ty… robisz to, co uważasz za słuszne.
Znakomicie prezentuje się także uzbrojenie naszych bohaterów. Broń została przeniesiona na monitory w każdym szczególe i parametrze – odrzut, zasięg, ilość naboi w magazynku – wszystko w jak najlepszym porządku. Do naszej dyspozycji zostanie oddana masa karabinów z akcesoriami – od tak ważnych jak granatnik, celownik optyczny bądź laserowy, po tak mało istotne jak wygląd. Broń przyboczna to różnego rodzaju pistolety i… noże. Nie sądzę jednak, żebyśmy używali ich często – udostępnione trailery nie pokazują potrzeby cichej eliminacji wroga. Liczy się huk i efekt, w czym pomogą nam jeszcze granaty.
Aby upewnić Was, że gra będzie realistyczna tak bardzo, jak pozawalają na to możliwości komputera, wspomnę tylko, że przy Close Combat: First to Fight pracuje ponad 40 byłych i obecnych żołnierzy piechoty morskiej!
Wszystko to przyjdzie nam podziwiać w oszołamiającej oprawie graficznej. To, co prezentują na razie screeny i trailery powoduje autentyczny opad szczęki. Przede wszystkim: mapy – wrażenie oglądania filmu murowane. Tynk opadający ze ścian, zakurzone flagi, refleksy słońca w szybach. Nie mówiąc już o ich zaprojektowaniu – nigdy nie byłem w jakimkolwiek kraju arabskim, jednak znam osoby, które w ramach misji ONZ stacjonowały na Wzgórzach Golan, bądź też właśnie wróciły z Iraku. Porównałem ich zdjęcia ze screenami z gry – otoczenie jest identyczne! Nie można mieć także zastrzeżeń do elementu, na który zwykłem zwracać szczególną uwagę – jest to animacja postaci. Już dawno nie widziałem tak fantastycznie prawdziwie poruszających się postaci. Sesje motion capture podczas ćwiczeń Marines przyniosły doskonały efekt. Zakres ruchów naszych postaci jest ogromny – wychylają się zza rogów na setki sposobów, czołgają się, biegają… Prędkość oraz sposób ruchu zależą w dużej mierze od uzbrojenia. Żołnierz obciążony ciężkim karabinem biegnie niezwykle charakterystycznym, kaczkowatym krokiem. Chylę czoła przed twórcami i z niecierpliwością ściągam kolejne trailery.
Close Combat w rzeczywistości |
Zachwycić ma nas także, wedle obietnic programistów, fizyka świata. Kompletne możliwości destrukcji, pełny realizm zgodny z tym, co znamy z życia codziennego. Będziemy mogli to wykorzystać w walce! Co powiecie na propozycje zrzucenia wrogom sufitu na głowę? A może strzał w bak stojącego samochodu? Na razie miałem okazję podziwiać wyłącznie skutki wybuchu granatów w pomieszczeniu (przypalone ściany, meble w drzazgi i rozerwane ciało na środku), ale nieliczne udostępnione materiały każą wierzyć twórcom.
First to Fight, mimo że nie kontynuuje wspaniałej tradycji serii Close Combat zapowiada się doprawdy wybornie. Premiera – enigmatyczny „początek 2005 roku”. ¤
Rodzaj gry: |
|
Gry akcji - Taktyczne |
Producent: |
|
Destineer Studios |
Data premiery: |
|
I poł. 2005 | |
|