|
|
Nigdy nie przepadałem za wszelkimi grami tworzonymi na podstawie nieśmiertelnego Tetrisa. Zazwyczaj są to produkcje, które usiłują zyskać popularność na pomyśle starej, dobrej pozycji i - według mnie - nie zawsze im to wychodzi. |
|
Mimo wszystko, recenzując Incadie starałem się zachować obiektywizm i nie zakładać z góry kompromitacji producenta. O dziwo, gra okazała się nad wyraz przyjemna w odbiorze. Jednak „tylko” przyjemna.
Starożytne skarby Inków
Rzecz dzieje się dawno, dawno temu, w czasach antycznych, gdy wędrujemy przez pełną niebezpieczeństw dżunglę. Nasz cel jest niezwykle światły – zaginione skarby, które zostały umieszczone w starożytnej świątyni Incadii. Przed nami jednak bardzo długa droga do osiągnięcia olbrzymich bogactw. Będziemy przedzierać się przez gęstą puszczę, pokonywać rwące strumienie, potężne skały, wdrapywać się na ściany oraz unikać pułapek zastawionych na wścibskich poszukiwaczy skarbów. Aż wreszcie, gdy szczęśliwie dotrzemy do starożytnej świątyni i pokonamy ostatnie trudności, będziemy mogli z dumą przygarnąć złoto Inków.
Animacja kończąca etap |
Widać, że producent chciał pod przykrywką różnych historii i wydarzeń, urozmaicić nam wykonywanie cały czas jednej czynności, czyli układania spadających z góry klocków. Dodatkowo w czasie przygody możemy obserwować wędrówkę na kolorowej mapie dżungli, której kolejne fragmenty odsłaniają się wraz z naszymi postępami.
Z czym do Inków
Główne menu gry jest niezwykle ubogie i zawiera jedynie najważniejsze opcje, jak rozpoczęcie przygody, możliwość zmiany głośności muzyki oraz dwa poziomy trudności: średni i trudny. Mamy również możliwość wysyłania swoich wyników do rankingów w Internecie.
Incadia oddaje nam do dyspozycji dwa tryby rozgrywki. Pierwszy to arcade, czyli niczym nie zobowiązującą zabawę, w czasie której możemy poćwiczyć nasze umiejętności układania klocków czy sprawdzić działanie poszczególnych elementów gry. Do treningów mamy udostępnionych 20 poziomów. Drugi tryb to tak zwany „tryb przygodowy”, który jest ubrany w fabułę oraz stopniowo zwiększając poziom trudności wprowadza nas w świat Incadii. Tutaj również mamy do dyspozycji 20 poziomów.
W czasie rozgrywki łatwo zauważyć, że historia została dołączona do gry na siłę, co wcale nie wpływa pozytywnie na zabawę. Oczywiście można na powyższy fakt przymknąć oko i skupić się na samym układaniu klocków. A jest co układać.
Życie wśród Inków
Sama rozgrywka polega na układaniu spadających z góry pionowych klocków w odpowiednich kombinacjach. Akceptowane jest ułożenie pionowe, poziome lub ukośne trzech części figury tego samego rodzaju. Interfejs jest niezwykle prosty i intuicyjny. Spadające klocki przesuwamy myszą, zmieniamy ich kolejność jej prawym przyciskiem, a przyspieszamy opadanie lewym. Działa to bez żadnych zastrzeżeń i jest niezwykle wygodne.
Możemy układać klocki zielone, niebieskie, czerwone, złote, a na wyższych poziomach dochodzą różowe. Dodatkowo, czasami pojawiają się „figury” o specjalnych właściwościach, które ułożone razem mogą ułatwić lub utrudnić nam rozgrywkę.
A może by tak coś zalać? |
| |
Dynamit w akcji |
„Dynamit” niszczy cały rząd poziomo lub pionowo, „fala” zatapia wszystkie klocki pod sobą, „dżoker” może zastąpić każdy kolor, „blokada” - kamieni tego typu nie można zniszczyć i stanowią znaczną przeszkodę, czy też „totem” - ułożenie trzech części totemu w odpowiedniej kolejności odblokuje nam ukryty poziom. Na różnorodność kamieni specjalnych nie można narzekać, a trzeba przyznać, że skutecznie urozmaicają one rozgrywkę.
W trybie przygodowym każdy etap jest wytłumaczony fabularnie. Jeśli akurat przechodzimy przez wodospad, musimy określoną ilość razy ułożyć kamień specjalny o nazwie „fala”, jeśli wspinamy się na najeżone pułapkami schody, mamy za zadanie ułożyć kamienie ukośnie, jeśli napotykamy na swej drodze ścianę, musimy zburzyć ją dynamitem.
Różnorodność zadań jest duża, jednak grając miałem wrażenie, że mimo wszystko cały czas robię to samo. Pierwsze etapy zabawy są niezwykle proste i stanowią wprowadzenie do prawdziwej rozgrywki, która rozpoczyna się w granicach 10 poziomu, kiedy to mamy do dyspozycji kamienie specjalne, a zadania wymagają nie tyle szybkiego myślenia, co refleksu. Utrudnienie ponadto stanowi system zachowywania stanu gry. Jest on możliwy tylko po 6, 11 i 16 etapie. Nie sądzę, aby było to dobre posunięcie. Wiele razy byłem doprowadzany do szewskiej pasji, gdy po raz dziesiąty wykonywałem tą samą misję. Dobrze, że twórcy umożliwili nam wstrzymanie gry w trakcie rozgrywki. Ta prosta opcja wiele razy może nas uratować od powtarzania kilku zadań.
Przygodę czas zacząć |
Obrazy Inków
Pod względem audio-wizualnym Incadia prezentuje się przeciętnie. Tak naprawdę nie było czego tu zepsuć. Grafika jest kolorowa, ładnie zrobiona jest mapa oraz poszczególne figury. Nie mamy co oczekiwać fajerwerków graficznych. Podobna jest sytuacja z muzyką. Nic nadzwyczajnego nie usłyszymy, ale też dźwięki jakie docierają do nas z głośników nie przeszkadzają w samej rozgrywce. Sam fakt, że nie byłem zmuszony ratować się Winampem o czymś świadczy.
Punkty, punkty, punkty... |
Incadia jest grą bardzo przyjemną w odbiorze, jednak jest to gra jedynie na kilka dni, gdyż bardzo szybko się nudzi i odchodzi w niepamięć. Mimo ubrania rozgrywki w fabułę, zróżnicowania zadań oraz kamieni, miałem wrażenie, że to nic innego jak odgrzewana zupa. ¤
|