ZalogaG.pl :: Magazyn popkulturalny. M.in. gry komputerowe, muzyka, film i książka.


 r e k l a m a


Gry komputerowe

- Rozwiązanie gwiazdkowego konkursu cRPG
- Rozwiązanie konkursu "D-Day"
- Wstępniak: Karnawału czas

Zapowiedzi
- A Vampyre Story
- Act of War: Direct Action
- Close Combat: First to Fight
- Freedom Force vs. the Third Reich
- Garfield
- Gothic 3
- Imperial Glory
- KnightShift 2: Curse of Souls
- Neverwinter Nights 2
- Second Sight
- Sonic Heroes
- Stalingrad
- Survivor

Recenzje
- Gorky 02
- I-Ninja
- Incadia
- Legacy: Dark Shadows
- Sid Meier's Pirates!
- Terminator 3: Bunt Maszyn
- Tony Hawk’s Underground 2: World Destruction Tour
- Władca Pierścieni: Bitwa o Śródziemie
- Zoo Tycoon 2

Exclusive
- „Niesprawiedliwy wizerunek” - Wywiad z Jackiem Piekarą
- Branżoliada

Picturama
- Area 51
- Earth 2160
- Star Wars Empire At War

Słoik z formaliną
- Anarchy Online




| Piotr "Broos Li" Rafałowicz

Terminator 3: Bunt Maszyn (recenzja)


Wyobraź sobie, że Dzień Sądu, który tak demonicznie opisuje Biblia, obył się bez udziału diabła i 666 bestii, a czworo jeźdźców apokalipsy nie dosiadło nawet koni. Pomimo tego aktu miłosierdzia ze strony losu, świat i tak stanął w płomieniach - matki zapłakały nad dolą swych dzieci, ojcowie zacisnęli dłonie na kolbach wysłużonych karabinów i wtedy, gdy na ruinach tego, co nazywali swoim domem, przekwitła ostatnia biała róża, ruszyli w decydujący bój.

 

A bój to nie byle jaki - zbuntowane maszyny, Terminatory, sterowane przez złowrogą sztuczną inteligencję zwaną Skynet, postanowiły raz na zawsze wyrwać się spod jarzma swych stwórców. Dziesiątkując ludzi i niszcząc wszystko w zasięgu wzroku, bezwzględnie wtargnęły na ulice Los Angeles. I tylko Ty masz szansę je powstrzymać...

Rozkwitają pąki białych róż


Mając w pamięci masę pozytywnych emocji towarzyszących oglądaniu "Terminatora 3" na kinowym ekranie praktycznie nie wierzyłem, że strzelanina FPP, nad którą już od jakiegoś czasu pracowało Atari, w swej finalnej wersji może okazać się strasznym gniotem. Kiedy jednak płytka z grą wylądowała w odtwarzaczu CD-ROM, a widmo apokaliptycznej bitwy z Terminatorami stało się bliższe niż kiedykolwiek, musiałem zaakceptować prawdę oczywistą - "Terminator 3: Bunt Maszyn" to kiszka jakich mało. Zawodzi już sam koncept gry, kiedy okazuje się, że tak naprawdę poza tytułem z kinowym przebojem nie ma ona zbyt wiele wspólnego. Zabawa jest tu nastawiona wyłącznie na rozgrywkę sieciową, co odgórnie przekreśla szanse na obicie mordy Terminatrix czy wzięcie udziału w demolowaniu infrastruktury Los Angeles za pomocą wielkiego dźwigu. Program, owszem, przewiduje coś takiego jak opcję zabawy dla pojedynczego gracza, ale nie jest to nic więcej, jak udział w strzelaninach, w których przeciwników i kumpli z oddziału zastępuje garstka bezmyślnych botów.

 

Przepraszam, czy pan jest ostatni w kolejce po masło?
Przepraszam, czy pan jest ostatni w kolejce po masło?

Kładłam Ci ja idącemu w bój


Zanim jednak dojdzie do jakiejkolwiek strzelaniny, gracz musi zadeklarować, po której stronie konfliktu chce się opowiedzieć. Do wyboru są dwie frakcje - ludzie, czyli rebelianci z Tech-Comu (stanowią ostatni punkt oporu przeciw robotom) oraz Terminatory. Na każdą z frakcji składa się po pięć odrębnych jednostek. Tech-Com ma myśliwych (zwykli żołnierze uzbrojeni w karabiny maszynowe i granaty), uzbrojonych myśliwych (wolniejsi od myśliwych, ale posługujący się cięższą bronią - działkiem obrotowym FLK lub wyrzutnią rakiet), zwiadowców (ich domena to karabin snajperski), zaopatrzeniowców (posługują się lekką bronią maszynową lub plazmową, służą głównie do dostarczania amunicji i apteczek) oraz wizytówkę całej „robociej” serii - T-900, czyli kochanego Arniego, który użyczył w grze swojego austriackiego akcentu (siecze z wielkokalibrowej broni). Oddziały Terminatorów z kolei zasilają: zaopatrzeniowe T-900 (zwyczajni "szeregowcy" przenoszący apteczki, nie potrafią używać broni stacjonarnych), ciężkie T-900 (posługują się cięższą bronią - działami termicznymi, obrotowymi FLK i karabinami plazmowymi, mogą też przyzywać wsparcie z powietrza), infiltratory (najciekawsze jednostki po stronie robotów - z racji swojego zbliżonego do ludzkiego wyglądu mogą niezauważenie dołączać się do rebeliantów i nierozpoznane wyniszczać ich "od środka" lub przejmować wrogie bazy; potrafią pilotować ludzkie pojazdy), FK (latające "samolociki" uzbrojone w lasery i rakiety; są mało odporne, ale całkiem zwrotne) oraz T-1 (mało zwrotne roboty gąsienicowe sypiące z dwóch "obrotówek" jednocześnie). Jak widać zróżnicowanie jest całkiem spore, chociaż ze dwie dodatkowe jednostki dla każdej ze stron na pewno by nie zaszkodziły (nie wiem dlaczego Arnie jest do dyspozycji tylko tych graczy, którzy wcielają się w rebeliantów). Jeśli dodać do tego tych parę pojazdów dostępnych dla każdej ze stron, ogólny obraz gry powinien jawić się w jak najlepszym świetle. Niestety tak nie jest.

Ponad stepem nieprzejrzana mgła


Zacznijmy od trybu dla pojedynczego gracza. Walki mają tu charakter jednorazowy, co oznacza, że po wygraniu (lub przegraniu) potyczki na jednym etapie (wszystkich łącznie mamy 12), gra nie przeniesie nas do kolejnej planszy, ale zmusi do powrotu do głównego menu. Decydując się na solowy rodzaj rozgrywki, gracz dołącza do kilkuosobowego oddziału, którego inni członkowie sterowani są przez komputer, po czym rusza do akcji. Ta "akcja" następuje jednak nie tak od razu jakbyśmy chcieli. Najpierw, zaczynając od bazy głównej, należy przemierzyć olbrzymie lokacje zajmując poszczególne punkty na mapie - to w nich będzie można odradzać się po śmierci. Dopiero u kresu naszej wędrówki natykamy się na oddziały wroga także zajęte zdobywaniem poszczególnych baz. Wtedy to zaczyna się siekanina. I nie jest to, niestety, siekanina w najlepszym tego słowa znaczeniu. Wszystkie postacie poruszają się niemrawo i dotarcie z jednego punktu do drugiego zajmuje im zbyt wiele czasu. Przeciwnik ma w zasadzie tylko jedną metodę ataku - sunie na nas ostrzeliwując się intensywnie. Brakuje zespołowej taktyki, prób krycia się po kątach, zachodzenia od tyłu, korzystania z rozstawionych tu i ówdzie pojazdów bojowych lub transportowców, sięgania po broń stacjonarną. W tle non stop lecą rzucane przez wszystkich (także przez nas) komentarze pokroju "wróg rozpoznany", "atakować", "potwierdzam", "odmawiam", "potrzebujemy lekarza" i inne, ale rzadko kiedy któraś z jednostek bierze je sobie do serca. Zresztą, czekanie na zaopatrzeniowca z apteczką, który przyczłapie do nas gdzieś z odległej bazy może potrwać nawet i kilka minut, więc jedynym słusznym wyjściem z opałów jest pozwolenie wrogowi się zabić (ewentualnie popełnienie samobójstwa, gdyż program przewiduje też taką opcję), by za chwilę odrodzić się gdzieś w najbliższym punkcie kontrolnym i odpłacić pięknym za nadobne. Cała ta zabawa we fragowanie szybko staje się nudna, a kiedy jeszcze okazuje się, że po wygraniu batalii nie czeka nas nagroda w postaci załadowania się kolejnego etapu, tryb single player momentalnie idzie we wieczną odstawkę. Jedyny plus kampanii single player to oryginalny głos gubernatora-Terminatora, który usłyszymy wcielając się w tę postać (Arnie nie jest dostępny od razu, a dopiero po zaliczeniu kilku punktów kontrolnych) - granie nim jest jednak tak samo drewniane jak resztą towarzystwa.

 

Za oknami strajki i ogólne rozluźnienie, a oddziały ZOMO ruszają do akcji.
Za oknami strajki i ogólne rozluźnienie, a oddziały ZOMO ruszają do akcji.

Cóż Ci teraz dam Jasieńku, hej?


Opcja multiplayer nieco podnosi niski pułap grywalności programu, bo przecież nie ma to jak zgraja "yntelygentów", którzy nie dadzą sobie w zupę nasikać. Przede wszystkim bawić się można przez LAN (maksymalnie 32 graczy) i Internet (do 16 graczy jednocześnie), lecz cały sęk w tym, iż gra nie jest już pierwszej świeżości i znalezienie jakiegoś bardziej zaludnionego serwera w obecnej chwili praktycznie graniczy z cudem. Zwykle więc gra się w kilku, do tego dorzuca się gromadkę botów i jakoś to wszystko leci.

 

Wychudzone do granic możliwości społeczeństwo wyległo na ulice.
Wychudzone do granic możliwości społeczeństwo wyległo na ulice.

 

Do wyboru są trzy tryby zabawy: Terminacja - przejmij i przetrzymaj jak najwięcej baz, Drużynowy Deathmatch - każda ze stron walczy o jak największą ilość fragów, oraz Misja - jedna ze stron broni danego obiektu, druga próbuje go przejąć. Cieniutko. Nic dziwnego, że w dobie kolejnych "Battlefieldów" nikt już nie gra w "Terminatora 3". Oczywiście, jeśli trafimy na wprawnych graczy, akcje zaczynają odrobinę przypominać batalistyczne fragmenty z "Terminatora 2: Dzień Sądu" - na etapach zaczyna roić się od ruchomych pojazdów (można z nich korzystać jako kierowca, pasażer lub prowadzić ostrzał z działka pokładowego), za każdym rogiem toczą się zacięte potyczki, promienie laserowe szatkują powietrze, a gigantyczne patrolowce FK (można je zestrzelić!) co i rusz rozświetlają niebo, zsyłając na rebeliantów grad zabójczych promieni. To jednak tylko pozory, bo za tą fasadą efekciarstwa ciągle kryje się niemrawy i mało pomysłowy produkt, który nudzi się już po kilkunastu minutach użytkowania.

Już przekwitły pąki białych róż


Negatywny wpływ na rozgrywkę wywiera kilka czynników. Jednym z najważniejszych jest mała dynamika potyczek oraz niemniej ważna niska interakcja z otoczeniem (można jedynie wysadzać środki lokomocji) i zerowa wrażliwość oponentów na ostrzał. Nie ma najmniejszego znaczenia czy wygarniemy do wroga prosto z działka obrotowego czy poczęstujemy go z wyrzutni rakiet - nie będzie żadnego efektu postrzału (no, może poza tym, że strzały dziwnie przenikną przez niego jak przez powietrze...), postać nie zadrży, nie odskoczy, nie zakrwawi, ani nawet, w przypadku Terminatorów, nie zgubi z twarzy kilku elementów syntetycznej skóry. Po prostu tragedia! Ogólnie jakoś bardziej przypadło mi do gustu granie rebeliantami i to nie tylko dzięki Arnoldowi pozostającemu exclusive na ich usługach, lecz dlatego, że głuche, miarowe metaliczne stąpnięcia Terminatorów i ich robocie nawoływania opracowane na jakimś tanim syntezatorze mowy, szybciutko doprowadzają człowieka do szału. Także ich sposób widzenia otoczenia na czerwono znacznie utrudnia rozpoznawanie sprzymierzeńców i wrogów, dzięki czemu można wleźć w sam środek rebeliantów i dowiedzieć się o tym dopiero po zebraniu kilku ton ołowiu na klatę! Dodatkowym (i chyba już ostatnim) gwoździem do trumny dla wysłanników Skynetu jest ich wrodzona niezgrabność. Nie potrafią skakać i często zmuszeni jesteśmy do obchodzenia jakichś belek zagradzających drogę, które żołnierze pokonują jednym skromnym susem. A przecież to właśnie ruchliwość jest w potyczkach wieloosobowych najważniejsza. Poza nią liczy się też szybkość z jaką dobywamy nową broń (np. granaty lub pistolet, który jest zazwyczaj bronią ostatniej szansy), a ta akurat czynność zabiera nienormalnie dużo czasu.

 

Poszedł w świat Jasieńko,
zginął po nim ślad


Jeżeli brać pod uwagę technikalia "Terminator 3", to, zgodnie z duchem filmu i zaprezentowanymi tam teleporterami, które przenosiły Terminatory z odległej przyszłości do przeszłości, wszystko jest na swoim miejscu. Tyle, że w tym przypadku silnik programu i wszelkie F/X-y (włącznie z koszmarnie sztucznymi efektami eksplozji) cofają nas o jakieś osiem lat wstecz, gdy największym osiągnięciem programistów był engine "Quake 2". Postacie poruszające się jak drewniane kłody na wietrze, roślinność złożona z niemodnych już bitmap, mało efektowne wybuchy, kanciaste i zupełnie nieinteraktywne otoczenie, niewielkie zróżnicowanie dostępnych jednostek, praktycznie niezauważalna muzyka - to wszystko zapewnia raczej mało komfortowe odczucia. Pewną ciekawostką jest design poszczególnych poziomów gry.

 

W dalekiej przyszłości nie ma już Komuny, jest za to mnóstwo czerwonego koloru...
W dalekiej przyszłości nie ma już Komuny, jest za to mnóstwo czerwonego koloru...

 

Przeważnie są dostępne w dwóch wersjach - zwykłej, sprzed wojny z maszynami oraz w futurystycznej, gdy lokacje są tylko dymiącymi zgliszczami, cieniem dawnego porządku. To jednak minimalna pociecha w stosunku do niskiego poziomu całej zabawy. I sytuacji nie ratuje nawet polonizacja gry, która ostatecznie okazuje się sprawą czysto marginalną. Spolszczenie napisów w menu gry i kilkunastu wyświetlanych na ekranie podstawowych komend wydawanych przez poszczególne jednostki (kwestie mówione ciągle pozostają w oryginalnym języku angielskim) z pewnością nie jest jakimś zaszczytnym osiągnięciem. To w zasadzie czysta formalność, jaka powinna dotyczyć każdego wydawanego w Polsce programu. Szkoda, że to wszystko wygląda tak tandetnie i potwierdza smutną tezę, iż gry robione ot tak sobie, na kanwie popularnej licencji, zawsze dają ciała. Kultowa marka "Terminator" zobowiązuje jednak do czegoś więcej. ¤

 

* śródteksty na podstawie pieśni żołnierskiej "Białe Róże" - tekst według utworu Jana Ludwika Lankau (1890-1972), który powstał w listopadzie 1914 roku, spopularyzowany po 1918 roku przez Kazimierza Wroczyńskiego.

 


Ocena: 3/10


( daje ciała )


Rodzaj gry: Gry akcji - First-Person Shooter
Producent: Atari
Dystrybutor: CD Projekt
Cena: 79.90 zł
Internet: http://www.atari.com/  

Wymagania: Pentium III 1 GHz, 128 MB RAM, karta grafiki 3D 32 MB, karta dźwiękowa kompatybilna z DirectX 9.0, internet

 

Testowaliśmy na: Pentium IV 1.6 GHz, 512 MB RAM, GeForce FX 5700 256 MB






Załoga G poleca!


David Kahn - Szpiedzy Hitlera
David Kahn - Szpiedzy Hitlera
Przyznam, że mocno razi mnie stereotyp szpiega jako tajemniczego mężczyzny w długim, czarnym płaszczu i okularach przeciwsłonecznych. Za ...
Tony Hawk’s Underground 2: World Destruction Tour
Tony Hawk’s Underground 2: World Destruction Tour
Czy eXtreme TV jest jednym z twoich ulubionych kanałów telewizyjnych? Przy Jackass, Viva la Bam oraz Wild Boys ...
"Aleksander", Olivera Stone'a.
"Aleksander", Olivera Stone'a.
Oto przed nami długo zapowiadane opus magnum Olivera Stone’a. Historia Aleksandra Macedońskiego, zdobywcy ćwierci świata, obrosła wieloma mitami ...

 r e k l a m a .


Załoga G działa na serwerze firmy PRX.
» dowiedz się więcej o firmie PRX.pl
2004 © Copyright ZalogaG.pl. All rights reserved.
Prenumerata  |  Redakcja ZG  |  Reklama  |  Rekrutacja