 |
 |
"Najlepsza gra wydana dotychczas w tym roku" (Computer Games), "Jest to strzelanina w najczystszym i niezmąconym znaczeniu na świecie" (Gamespy), "Wystarczająco krwi by ugasić pragnienie każdego cyberżołnierza" (IGN.com), "Świetne, ścinające, wbijające-kołki-w-głowę lekarstwo" – (PC Gamer), "Maksymalnie imponujące... Painkiller jest zwycięzcą..." (Gamespot), "Obowiązkowa pozycja dla każdego kto tęskni za dniami chwały Dooma" (Game Infomer Mag). Długo dane mi było czekać na chwilę, kiedy takie słowa padać będą w zagranicznych serwisach w recenzjach polskiej gry. |
 |
Od jakichś dwóch lat dzielnie nadzoruję proces tworzenia wszystkich polskich produkcji, z nadzieją, że w końcu uda mi się wypatrzyć tą, która odniesie sukces za granicą. W materiałach prasowych przygotowywanych przez dystrybutorów nasze gry zawsze prezentowały się dobrze, ale kiedy trafiały do rąk klientów okazywało się, że czegoś im brakuje. Raz było to uciążliwe sterowanie (Skoki Narciarskie 2004), innym razem beznadziejna grafika (The Troma Project) czy po prostu masa uciążliwych błędów wszelkiego rodzaju (Chrome, Grom). Painkiller jest pierwszą polską grą od dłuższego czasu, która spełniła pokładane w niej nadzieje. Oby stała się przykładem dla innych rodzimych twórców i rozpoczęła nową epokę w historii gier powstałych w naszym kraju. Ale co ja się będę rozgadywał, recenzję czas zacząć!
HEAVEN’S GOT A HITMAN!
Trzeba przyznać, że fabuła w Painkillerze nie jest sprawą najważniejszą i podczas grania właściwie nie interesowałem się za bardzo tym dlaczego, dla kogo i co zabijam. Skupiłem się na siekaninie… ale o tym później. Jednak, jeśli ktoś z Was lubi znać powody, dla których ma mordować setki wrogów już przedstawiam historię, która stanowi fabułę Painkillera. Wcielamy się w postać Daniela Garnera, zwykłego szarego człowieka, niczym nie wyróżniającego się z tłumu. Trochę głupio to zabrzmi, ale jego życie drastycznie zmienia się po śmierci w wypadku samochodowym. [nie no- normalna sprawa, że po śmierci życie trochę się zmienia, nabiera kolorów… – korekta] Trafił do miejsca nie będącego ani niebem, ani piekłem. Otrzymał szansę odkupienia swoich win w dość nietypowy sposób. Ma on bowiem powstrzymać armię Lucyfera.
JEDNOOSOBOWY ODDZIAŁ
Oczywiście to wszystko prowadzi do jednego – zabijania wszystkiego co stanie na naszej drodze. Ale nie jest to zwykłe mordowanie. Painkiller wyróżnia się z tłumu niezwykłym klimatem sprawiającym, że nie można oderwać się od monitora i wciąż dzielnie przemy do przodu poprzez hordy wrogów. Czasem tylko przerwiemy rozgrywkę, gdy spadniemy z krzesła po niespodziewanym ataku przeciwnika. A ten niepowtarzalny klimacik został stworzony poprzez dopracowanie wszystkich aspektów gry do perfekcji. Od razu przypomniał mi się stary, dobry Blood.
DOBRY POTWÓR, NIE JEST ZŁY
Nasi przeciwnicy są tym, o czym trzeba wspomnieć mówiąc o niesamowitym klimacie panującym w Painkillerze. Osoba, która wymyśliła te stwory musiała mieć niesamowitą wyobraźnię. Na początku wyniszczamy tylko kościotrupy, ale z czasem spotykamy coraz to oryginalniejszych osobników. Będziemy mieli okazję zlikwidowania wariatów zasuwających po suficie, naelektryzowanych tłuściochów, wielkoludów pędzących z beczkami wypchanymi materiałem wybuchowym, czy istoty przypominające małych alienów. Jednak to nic w porównaniu z bossami! Panowie z People Can Fly pokazali klasę – dopracowali ich do granic możliwości. Szczęka opadła mi na ziemię gdy ujrzałem największego bossa w historii gier komputerowych. Typ miał dłoń wielkości mnie i oczywiście używał jej do gnębienia mej osoby, jeden jego krok to 20 moich. Choćby dla spotkania z nim warto zagrać w Painkillera. Co ważne nie jest wyjątkiem, inni bossowie mu dorównują.

Hip Hop doesn\'t stop! |
KOŁKIEM GO! KOŁKIEM!
Bronie jakich przyjdzie nam używać dorównują potworom pod względem oryginalności i efektowności. Można jedynie żałować, że jest ich tak mało. Chociaż po przejściu Painkillera muszę przyznać, że jest ich w sam raz, jedna więcej nie robiłaby różnicy.
|  |
Tym bardziej, że każda z nich ma dwa tryby atakowania. Do dyspozycji mamy tytułowego painkillera – jest on dwiema zupełnie odmiennymi broniami w jednym, może zamienić się w ostrza, którymi rozszarpujemy przeciwników bądź w chwytak połączony z lufą żółtym promieniem. Wbijamy go w dowolne miejsce a wszyscy którzy nadzieją się na promień giną. W multiplayerze drugi tryb służy do wytrącania broni z rąk przeciwników. Kolejną pukawką jest strzelba, wyposażona również w zamrażacz. Moim ukochanym narzędziem tortur jest jednak kołkownica, przy użyciu której możemy przybić wroga do ściany czy sufitu, w alternatywnym trybie działania zamienia się w granatnik – cudna giwera, takiej jeszcze nie było. Następna jest wyrzutnia rakiet, która w drugim trybie przeistacza się w minigun, którym możemy okładać masę przeciwników naraz. Ostatnią bronią jest elektro. W pierwszym trybie atakowania jest to laser, w drugim wyrzuca z siebie shurikeny – małe gwiazdki wbijające się w przeciwników.
LEVELE
Plansze w Painkillerze są doprawdy genialne! Poziomy jak wariatkowo czy ostatnie piekło niedługo będą dawane za przykład przy recenzjach Doom 3 i Half-Life 2. No może delikatnie przesadzam, ale to szczęście z powodu, że polska gra jest tak idealna uderzyło mi do głowy. Levele stworzono tak żeby przenikał nas niesamowity klimat panujący w grze, dzięki czemu jeszcze milej sieka się stada przeciwników pędzących prosto na nas. Weźmy takie wariatkowo. Najpierw mykamy dookoła budynku w poszukiwaniu wejścia, gdy już do niego trafimy wędrujemy po zniszczonym domu, pełnym schodów, dziur w podłodze i oczywiście wariatów zasuwających po suficie i po ziemi. To jest to! Każdy z poziomów jest zupełnie odmienny, przez całą rozgrywkę nie będziemy mieli szansy narzekać na nudę.
NOWINKI
Autorzy wzbogacili grę o dwie ciekawostki urozmaicające rozgrywkę. Pierwszą z nich są pojawiające się na miejscu ciał zabitych przeciwników dusze. Po zebraniu 66 nasz bohater zamienia się w demona, widzi wszystko na czarno-biało a wrogowie zaznaczeni są czerwonym kolorem. Porusza się o wiele szybciej niż normalnie, jest odporny na ataki innych a jeden jego cios zabija. Drugą z nowinek są karty tarota. Odblokowujemy je, gdy wykonamy dodatkowe zadanie pojawiające się przed rozpoczęciem misji. Raz musimy zabić wszystkich wrogów przy użyciu painkillera, kiedy indziej zebrać wszystkie dusze czy pieniądze. Jeśli wykonamy zadanie, otrzymujemy możliwość zakupu danej karty. Jedne zwiększają naszą szybkość, inne zmniejszają otrzymywane przez nas obrażenia. Taki power-up, tylko w innym wydaniu.
GRAFIK & MUZIK
Oprawa graficzna dostosowuje się do reszty – jest genialna! Painkiller może nie dorównuje pod tym względem Doom 3 i Half-Life 2, ale i tak jest przecudna. Wszystko zostało dopracowane do granic możliwości od budowli, przez potwory do broni włącznie. Nie ma rzeczy, do której można by się przyczepić. W każdym aspekcie oprawy graficznej widać, że twórcy zachowali się profesjonalnie i wszystko ładnie dopracowali.
Co się tyczy muzyki to pasuje ona idealnie do klimatu rozgrywki. Dopasowuje się ona idealnie do sytuacji panującej na ekranie. Gdy idziemy pustymi korytarzami pewni, że za chwilę wyskoczy na nas potwór, z głośników słychać rytmiczne bicie serca. Kiedy rozgorzeje już walka do akcji wkracza ostry metal. Czyli tak jak być powinno.
POLSKIE I DOBRE
Painkiller to gra wybitna (i z wybitnie niską ceną trzeba zaznaczyć). Pierwsza polska produkcja, która spełniła pokładane w nią oczekiwania. Adrian Chmielarz już po raz kolejny pokazał, że jest najlepszym polskim twórcą gier komputerowych. Mam nadzieję, że nie pozostanie jedynym i inni producenci wezmą z niego przykład i już niedługo Polska będzie znana na świecie nie tylko z Adama Małysza i Otylii Jędrzejczak. [no i z Wyborowej! i z Belwederu! – też wódki oczywiście :) – korekta] ¤
|